Piórko 2018

Mały Saj i wielka przygoda

„Mały Saj i wielka przygoda”

To magiczna opowieść, w której rzeczywistość przenika do świata dziecięcej fantazji.

Laureaci 2018

Zdjęcie - Magdalena Wiśniewska

Laureatka w Kategorii Tekst Magdalena Wiśniewska

Absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie równolegle z filologią polską studiowała historię sztuki. Zajmuje się nauczaniem obcokrajowców języka polskiego, pracuje także w postprodukcji filmowej.

Lubi literaturę i podróże. Interesuje się wieloma dziedzinami sztuki, również filmem, operą, baletem. Kocha zwierzęta i przyrodę. W tym wszystkim znajduje niewyczerpane źródło inspiracji. Często zmienia miejsce pobytu, z Warszawy, na otoczony rozległymi ogrodami dom na wsi.

Zdjęcie - Marcin Macięga

Laureat w Kategorii Ilustracje Marcin Macięga

Mieszka i pracuje w Krakowie. Na co dzień zajmuje się brandingiem oraz projektowaniem graficznym. Miłośnik starych znaków graficznych oraz entuzjasta dobrej typografii. Skoncentrowany na detalu i jasnym przekazie.

W wolnych chwilach rozwija swój warsztat poprzez eksperymentowanie z formą i rysunkiem. Często wraca do dawnych gier i brzmienia starych syntezatorów. Nałogowy kolekcjoner czapek z daszkiem oraz amator-muzyk.

Opinie Jury

Opowieść o małym Saju to poruszająca wyobraźnię i wrażliwość bajka, której akcja przenika z tajemniczego świata zaklętego w magicznym obrazie do egzotycznej i niemniej fascynującej rzeczywistości. To splot emocjonujących wydarzeń na granicy rzeczywistości i marzeń, które prowadzą do pięknego przesłania.

Jarosław Gugała,dziennikarz

Ilustracje w książce o przygodach małego Saja są jak obrazy, które zabierają nas w niesamowity świat kształtów i kolorów prosto ze snu. Trudno się z nimi rozstać

Katarzyna Nowowiejska,ilustratorka

Fragment książki pt. „Mały Saj i wielka przygoda”

Obraz przedstawiał piękny ogród. Rosły w nim starannie przycięte krzewy róż. Pośrodku namalowana była bogato zdobiona altana, z dachem chroniącym przed słońcem. W jej wnętrzu, na ciemnoróżowym dywanie siedział maharadża. To bardzo ważna osoba, władca całego regionu. Na jego turbanie lśnił błękitny klejnot. Maharadżę otaczał tłum ludzi – służba, dworzanie, uczeni, którzy wypoczywali razem z władcą oraz grajkowie umilający popołudnie w altanie grą na tradycyjnych, indyjskich instrumentach, sitarze i innych. Saj był pewien, że powinien być tu ktoś jeszcze. Saj spuścił wzrok. Zrobiło mu się przykro, że siostra sobie z niego żartuje. Prija zauważyła, że brat posmutniał i lekko uszczypnęła go w policzek i w ramię, aż uśmiechnął się do niej, pokazując zęby, z których dwa przednie wypadły mu w zeszłym tygodniu. – Wiesz przecież, że to tylko żarty, prawda? – powiedziała. Tak, Saj wiedział, że siostra bardzo go kocha i nigdy nie chce sprawiać mu przykrości. Dokończył obiad i razem poszli się bawić. Wieczorem przypomniał sobie o wszystkich dziwnych zdarzeniach tego dnia, o głosie mężczyzny i ptaku. A także o obrazie. Postanowił przyjrzeć mu się jeszcze raz. Poszedł do pokoju jadalnego. Saj był mały, a obraz wisiał wysoko. Jednak nawet stąd, gdzie stał, mógł zobaczyć wystarczająco dobrze – to, czego brakowało na obrazie, kiedy oglądał go w ciągu dnia, teraz znajdowało się na swoim miejscu.

Był tego pewien. Po lewej stronie przedstawionej sceny stał mężczyzna ubrany w żółtą szatę przepasaną brązowym szalem. W rękach trzymał dużą okrągłą klatkę o złotych prętach. W klatce na drążku siedział piękny ptak. Głowę i grzbiet miał czarne, skrzydła czarno-niebieskie, a brzuszek biały. Najpiękniejszy jednak był jego ogon z długich jaskrawopomarańczowych i czerwonych piór. To właśnie tego ptaka Saj zobaczył dzisiaj na drzewie granatu. „Czy to wszystko, czy cały ten dzień, tylko mi się śni?” – pomyślał. I żeby to sprawdzić, uszczypnął się w rękę, mocniej niż Prija uszczypnęła go podczas obiadu. Był pewien, że nie śni. Wszystko, co wydarzyło się dzisiaj, było prawdą. W nocy chłopiec spał niespokojnie. Może przeszkadzało mu jasne światło księżyca, wpadające przez okno. Jego blask tworzył srebrny, świecący kwadrat na narzucie, pod którą leżał. W tej części Indii, gdzie mieszkał Saj, noce są ciepłe, nie trzeba spać pod kołdrą, wystarczy narzuta lub koc. Chłopiec budził się i usypiał ponownie. Kiedy udało mu się zasnąć na dobre, przyśnił mu się taki sen:

Był dzień, a Saj spacerował po lesie mangowym. Już z niego wychodził i zbliżał się do domu, kiedy przypomniał sobie o drzewku granatu. Skierował się w jego stronę. Może dojrzało tych kilka owoców, które obserwował w ostatnich dniach? Zerwie je dla Prii i rodziców. Na pewno się ucieszą. Z tą myślą podszedł do bocznej ściany domu, przy której rosło drzewko. Zdziwił się i jednocześnie wystraszył, gdy nagle, jak spod ziemi,

wyrósł przed nim wysoki, elegancki mężczyzna z wąsami, w białym turbanie. Onieśmielony Saj pozdrowił nieznajomego, tamten odpowiedział dość niedbale. Widać było, że bardzo się spieszy oraz że jest kimś ważnym. Może wysokim rangą urzędnikiem? Albo nawet jakimś bogatym panem? Ale co robił tutaj, w ogrodzie należącym do rodziny Saja? Nieznajomy mężczyzna stanął w miejscu i opuścił ręce. Nie przestając się rozglądać, powiedział do chłopca:

Mężczyzna spojrzał na niego i odezwał się głosem pełnym bólu: – Posłuchaj, co ci powiem. Jestem ptasznikiem na dworze Jego Wysokości Maharadży. W swojej hodowli zgromadziłem i pielęgnuję najpiękniejsze okazy ptaków z całego naszego wielkiego kraju, z Północy i z Południa, ze Wschodu i z Zachodu. Kilka miesięcy temu Jego Wysokość wraz z całą swoją świtą wybrał się w podróż do pewnego odległego państwa. Przemierzał je razem ze swoim dworem, odwiedzając różne miasta i oglądając osobliwości, którym nie mógł się nadziwić. Pewnego dnia trafiliśmy do miasta, gdzie mieszkał władca całego kraju.Gdy dowiedział się on, że przybył indyjski maharadża, z otwartymi ramionami przyjął nas na swoim dworze. Był to człowiek wielkiej dobroci, i – podobnie jak nasz pan – ciekawy świata i miłujący podróże. Zaraz więc obaj dostojnicy wzajemnie się polubili. Władca dalekiego kraju wspaniale nas ugościł i, zanim wyruszyliśmy w dalszą drogę, obdarował nas wieloma prezentami. Już zbieraliśmy się do odejścia, kiedy Jego Wysokość Maharadża wykrzyknął:

– A to co takiego? Jak ognista kometa z ogonem z płomieni w jasny dzień przeszyło niebo!

Na te słowa zaśmiał się władca dalekiego kraju.

– Dostojny maharadżo – powiedział – jeśli tak podoba ci się ta kometa, weź ją ze sobą do swojego kraju, niech lata nad twoim ogrodem pałacowym i świeci ogonem, kiedy zechcesz.